FAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj


Poprzedni temat :: Następny temat
Times Square
Autor Wiadomość

X-Men RPG





Dołączył: 07 Mar 2022
Posty: 207

Wysłany: Czw 17 Mar, 2022 21:44   Times Square

Wielki plac w Manhattanie na skrzyżowaniu Broadwayu i Siódmej Alei. Przepełniony światłami symbol światowego handlu i mody. Miejsce wiecznie zatłoczone, niemal niemożliwe do przejechania w godzinach szczytu.
Times Square słynie między innymi z masy neonów i świateł. Są wszędzie, wyraziste, uderzające w oczy, sprawiające, że nawet w pochmurny dzień czy nocą na placu jest jasno.
Znaleźć tu można między innymi siedzibę New York Timesa, MTV, masę sklepów, restauracji, hoteli. Prawdziwy raj dla tych, którzy mają zbyt wiele pieniędzy w portfelach.


.
 
 

Magneto




Imię i nazwisko: Eric Lehnsherr
Pseudonim: Magneto
Data urodzenia/Wiek: 1930 | 85 lata
Zdolności: Magnetyzm, metalokineza
Znaki szczególne: Charakterystyczny hełm
Dołączył: 17 Lip 2007
Posty: 743

Wysłany: Czw 30 Cze, 2022 09:59   

Dzisiejszy wieczór był wyjątkowo mroźny, ale to nie odstraszyło tysięcy ludzi, by zatrzymać się lub chociaż przejść przez Times Square. Każdy w pośpiechu mknął swoimi ścieżkami często tonąc w połączeniach telefonicznych lub z oczyma wlepionymi w ekran telefonu.
„Stado ślepych owiec czekających na rzeź” – pojawiły się w głowie i przemknęły niesamowicie płynnie te słowa starszemu, elegancko ubranemu mężczyźnie, stawiającym powoli kroki przez olbrzymi plac. Bogactwo oraz mnogość neonów i świateł sprawia, że jest tu tak jasno, że co jakiś czas Magneto musi opuścić wzrok na chwilę, by dać odpocząć oczom. Erik ubrał dziś swój ulubiony, czarny płaszcz do kostek, którego nie zwykł zapinać. Pozwolił, by mroźny wiatr targał raz po raz jego połami. Pod płaszczem ciepłe, acz wygodne ubranie w odcieniach czerni i ciemnej czerwieni, całość wieńczy kapelusz oraz szal, również w odcieniach nocy.
Przywódca Bractwa szedł między ludźmi niczym wilk wśród niczego nie świadomych owiec. Ci sami ludzie, którzy teraz w pośpiechu ocierali się o jego ramię, przepychając go nieuważnie, by potem bąknąć szybkie „przepraszam” lub „ej, jak leziesz” na pikietach nawoływali do osadzenia mutantów w specjalnych ośrodkach, obozach. W izolacji. Magneto prędzej umrze niż na to pozwoli, nawet jeśli miałoby to oznaczać umieszczenie ludzi w takich obozach po to, by mutanci mogli przestać się ukrywać. Mutant uśmiechnął się delikatnie do samego siebie, wyobrażając sobie tych przerażonych ludzi, zamkniętych za metalowymi kratami, które tylko on może odgiąć…
Wziął głęboki wdech. Wyczuwał w skroniach przyjemne, pulsacyjne odczucie, które metaforycznie szeptało mu o obecności każdego metalu. Miło to łechtało ego Erika, bowiem tam, gdzie był metal, to on był panem. Mógłby w przeciągu kilkunastu sekund zniszczyć Times Square, pochłaniając i zabierając za sobą wiele potencjalnie niewinnych dusz, ale nie potrzebował teraz tego. Nie chciał jeszcze zwracać na siebie uwagi, jeszcze nie teraz. Musiał wszystko dokładnie zaplanować, a to wymaga czasu, zmysłu strategicznego, większej ilości popleczników.
Zatrzymał się przy jednym ze sklepów z wyrobami jubilerskimi, by na chwilę odsapnąć. Z ciekawości spojrzał na wypełnione gabloty złotymi pierścieniami, bransoletkami z dodatkami maleńkich kamieni szlachetnych. Pewna kobieta właśnie wymieniała cenówki przy takowych. Erik, napotykając jej wzrok, delikatnie się uśmiechnął. Błękitne tęczówki mutanta spoczęły na niewielkiej, ładnej bransolecie. I wtedy przyszła ona. Napadła go w myślach, wróciła niczym niechciana mara…Mystique…Raven…
Minął już jakiś czas od ich ostatniego spotkania, kiedy to zostawił ją pozbawioną mocy na autostradzie. Gdyby tylko wiedziała, że zrobił to dla większego dobra, idei. Często wracał myślami do tego, gdzie też była mutantka może się podziewać, jak sobie radzi w nowej rzeczywistości na równi z ludźmi…Z ludźmi – gatunkiem, którym gardziła, podobnie jak Magneto, zbliżyły ich do siebie idee, wartości, chęć zmian i walki o prawa. Teraz zaś, mężczyzna czuje dziwną pustkę, do której nie chce się przyznać nikomu, nawet przed sobą samym.
Ruszył dalej idąc wzdłuż sklepów, tym razem stroniąc od ciasnego placu i dużej ilości ludzi. Włożył prawą dłoń do kieszeni płaszcza, pogrążając się gdzieś w myślach. Poczuł chłód metalowej monety, jednocentówki. Zabawne, chłód metalu zdawał się go rozgrzewać w ten mroźny wieczór.
Zatrzymał się przy pustej ławce i usiadł, wypuszczając cicho powietrze. Oparł się, pozwalając odpocząć zmęczonym nogom. Musiał przyznać, że starość doskwierała mu bardziej niż samotność. Gdyby tylko istniał jakikolwiek sposób na odmłodzenie go. Z pewnością musi porozmawiać z Alice i Naomi, może one coś wiedza, coś usłyszały, bądź po prostu wyśle je na poszukiwania czegoś takiego. Myślał też o Xavierze, swoim nemezis, ale i również przyjacielu. Zagmatwana relacja. Brakowało mu partyjek w szachy okraszonymi dysputami na temat wartości życia i śmierci, równości, pokoju oraz wojny. Miał nadzieję, że te czasy wrócą.





 
 

Mystique





Imię i nazwisko: Raven Darkholme
Pseudonim: Mystique
Data urodzenia/Wiek: 15.09.1934 - 79 lat, ale wygląda o wiele młodziej, choć ciężko określić jej wiek
Zdolności: Zmiana wyglądu i głosu. Nadludzka szybkość, zwinność, zręczność i siła. Odporność na trucizny i zdolności telepatów. Szybkie samoleczenie.
Znaki szczególne: Niebieska skóra i żółte oczy. Coś jeszcze?
Urazy: Blizna na brzuchu od Logana... Również występują psychiczne.
Dołączyła: 21 Sty 2015
Posty: 111

Wysłany: Pią 01 Lip, 2022 18:50   

Mystique od pewnego czasu unikała ludzi. Choć nie, nie tyle ludzi, ile tak X-Menów, jak i członków bractwa. A zwłaszcza Xaviera i Erica. Dwóch mężczyzn, którzy byli mimo wszystko ważni dla Raven. Gdyby powiedziała inaczej, byłoby to kłamstwo i choć kłamstwa przychodziły Mystique naturalnie, to przed samą sobą nie mogła oszukiwać. Innym mogła nagadać cokolwiek, jeśli odniesie to założony przez nią skutek, ale swojego własnego serca i swojej własnej głowy, nie może mamić.
Mimo chęci odcięcia się od X-Menów i Bractwa, wciąż przebywała w Nowym Jorku, gdzie doskonale wiedziała, iż jeśli zapędzi się ciut za daleko w nieodpowiednią stronę, trafi na kryjówkę, gdzie przez tyle lat mieszkała z Erikiem. Wiedziała, że jeśli tylko pokusi się na krótką jazdę ogólnie dostępnym transportem publicznym, znajdzie się z powrotem w Instytucie, gdzie wychowywała się jako dziecko wraz z Charlesem.
Zasadniczo, sama nie wiedziała, dlaczego ją naszło teraz na takie sentymenty.
Może z wiekiem, mimo że ciało nie starzeje się normalnie, to jednak umysł owszem i te prawie osiemdziesiąt lat na karku zaczyna płatać jej figla, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne? Nie, raczej nie to. Nawet nie widziałaby, do kogo się zwrócić, by to sprawdzić. Zwykli lekarze odpadają w przedbiegach, a jedyną inną opcją, był Charles. Była to dobra, zdecydowanie zaufana opcja, jednak zdecydowanie nie chciała z niej korzystać, póki sama nie zrobi porządku ze swoją głową.

Nie mogąc dłużej siedzieć w jednym miejscu, zmieniła swój wygląd na całkiem normalny i naturalny.
Ot wyglądała jak kobieta po trzydziestce, schludnie ale nie przesadnie elegancko ubrana i uczesana. Gdyby ktoś ją minął, zdecydowanie jej przeciętna i mało charakterystyczna twarz nie zapadnie mu w pamięć. Dla Mystique była to sytuacja idealna. Mogła poruszać się po mieście bez wzbudzania podejrzeń, ale też nie zwracając na siebie uwagi.

Po wyjściu z hotelu, w którym zatrzymała się aktualnie na kilka dni, wyszła w stronę Times Square.
Dość spory ruch pozwalał jej wtopić się w tłum, na co w myślach uśmiechnęła się do siebie. Pozwalało jej to zachować pewną dozę anonimowości i wyeliminować ryzyko, że ktoś do niej nieproszony zagada. Ostatnie, czego było jej potrzeba, to natarczywy ktoś, kto próbowałby ją przekonać do jednej z opcji politycznych/religijnych, czy zakupu czegoś kompletnie jej niepotrzebnego po zdecydowanie wygórowanej cenie.

Nie wiedziała, dokąd idzie.
Nie miała żadnego celu czy misji, którą musiałaby wykonać. Zresztą i tak pewnie by na takie prośby odmówiła. Spotkanie z Kurtem dało jej do myślenia i chciała skończyć z działaniem na niekorzyść ogółu, ale też nie potrafiła wykrzesać z siebie... czegoś, czego oczekiwaliby od niej X-Meni, mimo że podczas swojego pobytu w Instytucie, próbowała dać z siebie wszystko.
Nie była też przesadnie głodna, by kierować się do jednej z restauracji, choć nie wykluczała wizyty w takowej w drodze powrotnej. Właściwie, nagle uświadomiła sobie, że dawno nie odwiedzała swojej ulubionej knajpy z potrawami azjatyckimi i naszła ją ochota na ramen, co zanotowała sobie w pamięci, by nadrobić trochę drogi i tam się udać.
Nie potrzebowała zrobić żadnych zakupów. Wygląd zmienia sobie mocą, jak jej się żywnie podoba, nawet jeśli nie jest to na stałe, gdyby tego potrzebowała. Nie mnie, do tej pory czas przez jaki jej moc działała, był dla niej bardziej niż wystarczający.
Nie miała żadnych znajomych, do których mogłaby się udać. I tak pewnie by zareagowali na nią niezbyt przychylnie, więc nawet nie próbowała odnawiać starych znajomości. Pewnie i tak jakaś część jej znajomych już się pożegnała ze światem. Może powinna odwiedzić cmentarz? Odrzuciła jednak ten pomysł.
W myślach przeskakiwała tak z miejsca na miejsce zastanawiając się, co robić ze sobą przez następne kilka godzin, póki nie uzna, że w sumie wraca do hotelu. Jak na razie, postanowiła po prostu spacerować i cieszyć się zimowym widokiem.

Idąc nawet nie zauważyła tego, że na jednej z ławek, które właśnie mijała, siedział Magneto...



I'm a shapeshifter
At Poe's Masquerade
Hiding both face and mind

 
 

Magneto




Imię i nazwisko: Eric Lehnsherr
Pseudonim: Magneto
Data urodzenia/Wiek: 1930 | 85 lata
Zdolności: Magnetyzm, metalokineza
Znaki szczególne: Charakterystyczny hełm
Dołączył: 17 Lip 2007
Posty: 743

Wysłany: Śro 06 Lip, 2022 10:46   

Siedząc na ławce Magneto przymknął na chwilę oczy. Oddał się całkowicie owemu pulsacyjnemu nawoływaniu, które tylko od rozumiał. Metal szeptał do niego, śpiewał, nucił, krzyczał, błagał o uwagę – zarówno ten, który wchodził w skład konstrukcji budynków jak i ten, płynący wraz z hemoglobiną w ludzkich organizmach. Czy traktował metal jako samodzielną istotę żyjącą? Nie, ale z pewnością w pseudo egzystencji kruszców metalowych było coś, co sprawiało, że Magneto nawet w najbardziej znienawidzonym przez siebie miejscu czuł się jak u siebie. Tak naprawdę nigdy nie był samotny, dopóki gdzieś słyszał. Niesamowita symfonia, a raczej kakofonia dźwięków w przedziwny sposób rozluźniała mutanta. Była to muzyka zdecydowanie bliższa jego sercu, niż jakakolwiek inna. No dobrze, może była jeszcze aria krzyków umierających aktywistów pro ludzkich prawie na równi z tą poprzednią. Erik, jako samotnie siedzący starszy pan na ławce, nikomu się nie narzucający, mógłby w przeciągu parunastu sekund zamienić Times Square w morze pływających ludzkich ścierw. Ale czy mu się chciało? Jednak zwyciężyła myśl, że ci wszyscy zabiegani ludzie nie są zbyt warci jego uwagi, a co dopiero użyciu mocy, nie mówiąc już nawet o kiwnięciu palcem czy spojrzeniu na nich. Dlatego teraz, dał odpocząć zbolałym mięśniom nóg, by móc rozkoszować się tą…samotnością.

Po parunastu sekundach jednak w końcu zmienił pozycję, stare mięśnie i kości niezbyt lubiły stałą, jedną pozycję. Niestety starość rządzi się swoimi prawami, których on nie do końca potrafił zaakceptować.
Całe tabuny ludzi mijało go w pogoni za własnymi celami i cieniami jednocześnie, jednak jedna osoba, kobieta, zwróciła jego uwagę. Co więcej, gdy ją ujrzał, poczuł ukłucie na wysokości klatki piersiowej, co można by określić jako odczucie strachu. Przestraszył się, zamurowało go, gdy ujrzał ową niewiastę. Z wyglądu nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale Magneto był w stanie rozpoznać ją poprzez charakterystyczny chód i ten jeden gest dłonią, polegający na poprawieniu kosmyków włosów jednym palcem. Tylko jedna osoba, którą znał niemalże na wylot tak robiła i tylko w taki określony sposób wykonywała te czynności. Serce szybciej mu zabiło, poczuł nienaturalną suchość w gardle, a jego jasnoniebieskie oczy gdyby mogły to rozszerzyły by się do niebotycznych rozmiarów.

Z niedowierzania aż wstał i powiódł wzrokiem za powoli oddalającą się kobietą. Nie wierzył własnym oczom. A może to tylko ułuda, wpisana gdzieś w jego doskwierająca samotność, nawoływała Raven i teraz płata mu figle? Nie. Musiał być pewien. Ruszył więc za postacią, totalnie zapominając o lasce, opartej o ławkę. Teraz poniekąd rzeczywistość nie miała dla niego znaczenia. Musiał sprawdzić, musiał być pewien. Momentalnie przed oczyma zaczęły się pojawiać wycinki z przeszłości, gdy Mystique była tak blisko, gdy była ciągle przy nim, gdy razem wojowali, by osiągnąć swoje cele. Pojawił się także jeden obraz…moment, w którym mutantka utraciła swoje moce i wtedy porzucił ją jak psa, jak kocię w worku, którego już nie chciał. Fala goryczy zalała mu gardło i całe wnętrze, już tak dawno nie poczuł się tak zgorzkniały. Ale jeśli to była Mystique, to jak wróciły jej moce? To przecież…niemożliwe?
Przestał nadmiernie myśleć, przyspieszył nieco, wpadając raz po raz na telefoniczne zombie dzisiejszych czasów. Im baczniej ją obserwował, tym coraz mniej miał wątpliwości, jednak strach przed rozczarowaniem był o wiele większy niż Erikowi się z początku wydawało. Musiał przyznać, że tęsknił za nią w przedziwny sposób, nie potrafił tego wyjaśnić, a może nawet nie chciał? Te uczucie było w nim i wzrastało z każdym kolejnym dniem licząc od momentu, w którym Mystique pojawiła się w jego życiu. Oh, jak bardzo Magneto teraz pragnął być młodszy, bardziej przystojny, bardziej…magnetyczny.
- Dziwna pora na samotny spacer. – podniósł nawet ton swojego głosu, robiąc pierwszy krok w przełamaniu tej ciszy nieświadomości. Zatrzymał się, prostując dumnie. Wiedział, że go usłyszy i na ile znał Raven wiedział, że ona również się zatrzyma. A potem rzuci się na niego, skopie do nieprzytomności bądź obejmie, targana tymi samymi uczuciami co on teraz. Jednak tego, jak Mystique zareaguje już nie był pewien. Znał ją na tyle dobrze, że jej nieprzewidywalność bywała nie raz nie dwa mocno zaskakująca. I to w niej uwielbiał. – Zdradził Cię jeden gest, Raven. I choćbym mógł przymknąć oko na wiele niuansów, ten jeden gest jest wielce wymowny…
Dziwne było przywitanie z jego strony. Dziwne było to spotkanie na Times Square, gdzie mijały ich tabuny zabieganych ludzi. Chłód tego wieczora już niemalże przeżarł Magneto, jednak uczucie w sercu było iście niczym serce wulkanu.





 
 

Mystique





Imię i nazwisko: Raven Darkholme
Pseudonim: Mystique
Data urodzenia/Wiek: 15.09.1934 - 79 lat, ale wygląda o wiele młodziej, choć ciężko określić jej wiek
Zdolności: Zmiana wyglądu i głosu. Nadludzka szybkość, zwinność, zręczność i siła. Odporność na trucizny i zdolności telepatów. Szybkie samoleczenie.
Znaki szczególne: Niebieska skóra i żółte oczy. Coś jeszcze?
Urazy: Blizna na brzuchu od Logana... Również występują psychiczne.
Dołączyła: 21 Sty 2015
Posty: 111

Wysłany: Czw 07 Lip, 2022 12:47   

Raven była cały czas pogrążona we własnej głowie, choć faktem jest, że nie myślała w żaden sposób o niczym konkretnym, pozwalając myślom płynąć, ciekawa, dokąd zabierze ją w ten sposób podświadomość. Nie było to dla niej typowe, zwykle trzymała się w rydzach pod każdym względem, ale podobał jej się taki stan rzeczy, więc nie przerywała go przedwcześnie.
Wciąż wahała się, gdzie w końcu się udać, ale po dłuższej chwili takiego skakania po znanych jej miejscach w mieście, uznała, że tym razem po prostu da się ponieść nogom. Chociaż mieszkała tutaj przez lata, nie poznała jeszcze całej okolicy, więc postanowiła, że zrobi coś dla siebie i zamiast użalać się nad przeszłością, postara się poszukać swojej przyszłości.
Nie może wiecznie się chować po hotelach i unikać ludzi. Może nie byłoby to podejrzane. Są w końcu ludzie, którzy pracują w domu i zamawiają jedzenie na dowóz. Ale po prostu czuła się źle, gdy była zamknięta w wynajętej sypialni przez znaczną część dnia.
Mystique należała bowiem do osób, które cenią sobie wolność.
Wolność wyboru, wolność słowa, wolność do własnych decyzji i wolność do tego, by po prostu być gdzie się chce i robić co się chce. W granicach zdrowego rozsądku, rzecz jasna. Nie zamierzała zaprzepaścić tej krzty zaufania, którą obdarzył ją Kurt. Ciężko pracowała, by nie stracić drugiej szansy, którą jej ofiarował. Nie zmienia to jednak faktu, że nie lubiła mieć ograniczeń, czymkolwiek te ograniczenia nie były, jednocześnie rozumiejąc, czemu niektóre powstawały.
Gdyby nie skodyfikowane prawo, na ulicach panowałby chaos. Gdyby nie odgórnie narzucone, choć stale modernizowane, sposoby leczenia chorób, na świecie byłaby epidemia za epidemią. Gdyby nie spisywane umowy, ludzie nadużywaliby tego, że nie byłoby jak sprawdzić zawartych w zawartych ustnie punktów. Gdyby nie więzienia, po ulicach chodziłoby wiele skrajnie niebezpiecznych osób.
Takich przykładów można by mnożyć.
Grunt, że niektóre ograniczenia, nie są wcale złe i w przeszłości doskonale wiedzieli, co z nimi robili, by zapewnić następnym pokoleniom lepsze jutro. Lepszą przyszłość.
Przyszłość, której Mystique szczególnie była ciekawa, zwłaszcza jako długowieczny mutant. Musiała więc, swoimi akcjami, upewnić się, że nie będzie jej żałować. Historii nie zmieni, teraźniejszość właśnie trwa, ale puste karty przyszłości tylko czekają na zapisanie. Pytanie tylko, jak Raven te strony wykorzysta.

Tak wewnętrznie zajęta, szła, w swój charakterystyczny, choć nie na pierwszy rzut oka, sposób. Nie spodziewała się tego, by był tu ktokolwiek jej znany, kto by ją po tym rozpoznał. Włosy, aktualnie długie i brązowe, zaczęły jej przeszkadzać, więc w również charakterystyczny dla siebie sposób, poprawiła je jednym palcem. Znów: nie mogła nawet przewidzieć, że w okolicy znajdzie się choć jedna osoba, która skojarzy jeden lub drugi gest, albo połączy oba ze sobą i skojarzy je z nią.

Ku jej zaskoczeniu, usłyszała jednak za plecami głos. Głos, który znała wprost doskonale. Głos, który słyszała każdego dnia, przez długie lata, przez co nie mogła go z nikim pomylić. Po pierwszym zdaniu, myślała, że to zwykłe zwidy słuchowe, więc je zignorowała. Po następnym jednak, uświadomiła sobie, że wcale nie majaczy, a głos faktycznie dochodzi zza jej pleców.
Zatrzymała się, wciąż odwrócona plecami do niego i przełknęła nerwowo ślinę. Nie wiedziała, jak zareagować. W podobnych sytuacjach była nie raz, ale do tej pory nigdy nie chodziło o Magneto.
- Eric...
Jego imię wypowiedziała dość nietypową mieszanką, słyszalną w głosie. Z jednej strony: zdziwienie, szok i niedowierzanie. Z drugiej: ciekawość, zainteresowanie. Z trzeciej: swoista nuta tęsknoty? A na końcu: agresja, złość i irytacja.
Po kilku, zdaje się przeciągających sekundach, wzięła głęboki wdech, odwracając się w jego stronę i spojrzała w jego błękitne tęczówki, jednocześnie otwierając usta, by coś powiedzieć. Zatrzymało ją jednak to, co widziała po jego twarzy i w jego oczach.
Spojrzenie mężczyzny i jego postura były co najmniej nie typowe. Widziała w nich pewność siebie i potęgę, ale też strach. Jakby mężczyzna bał się jej reakcji. Jakby chciał, by wszystko było jak dawniej, ale doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że nie będzie. Jakby tęsknił za nią i żałował za pozostawienie jej samej, ale nie wiedział, jak zadośćuczynić.
Wytrąciło ja to nieco z tropu, więc zajęło jej kilka sekund, by się uspokoić i zebrać myśli.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała chłodno.



I'm a shapeshifter
At Poe's Masquerade
Hiding both face and mind

 
 

Magneto




Imię i nazwisko: Eric Lehnsherr
Pseudonim: Magneto
Data urodzenia/Wiek: 1930 | 85 lata
Zdolności: Magnetyzm, metalokineza
Znaki szczególne: Charakterystyczny hełm
Dołączył: 17 Lip 2007
Posty: 743

Wysłany: Czw 07 Lip, 2022 16:59   

W tej całej scenerii brakowało teraz deszczu, który mógłby spaść na dwójkę naprawdę dobrych znajomych, tworząc podobną do wielu momentów w latynoskich telenowelach scenę pojednania bohaterów, którzy po długim czasie nie widzenia się rzucają się w sobie w ramiona, a uczucie w nich odżywa na nowo. Ale to nudne.
To, co działo się teraz na Times Square było o wiele bardziej głębsze niż jakaś tani tasiemiec lecący w telewizorze. Gdy spojrzenia dwójki, zdawałoby się, bliskich sobie mutantów spotkały się, w Eriku odżyły niemalże wszystkie wspólne chwile z Raven. Zarówno te dobre, jak i te niezbyt, ale przecież liczy się całokształt. To kim była, napawało go zachwytem. Jej umiejętności, tajemniczość były tym, co go w niej pociągało. I nadal w pewnym sensie pociąga, choć poprzez starcze ciało te odczucia były już nieco słabsze. Ciało to jednak ograniczenie wieku, natomiast duch Erika był wiecznie młody i nieustannie lubił karmić się takimi niespodziewanymi zwrotami akcji, spotkaniami czy innymi wydarzeniami. To sprawiało, że choć przez chwilę zdołał oszukać swoje ciało i rozkoszować się adrenaliną, która swoją drogą powinna być zarezerwowana dla tych młodych. A mimo to, stojąc przed Mystique, czuł, jak jego żyły wypełniają się tym dziwnym hormonem. Bał się, ale był jednocześnie niesamowicie pobudzony.

Gdyby tylko teraz miała wgląd do jego myśli, a bardzo się cieszył, że jednak tego nie potrafi, to kobieta miała by niezłe pole do rozbawienia. Oto ten potężny i znany Magneto, postrach ludzi, zbawca uciśnionych mutantów, czuł trwogę przed nią. Jakże wspaniale go rozgryzła w tej swojej chwilowej obserwacji. Czy to nie zabawne? Jedyną osobą na świecie, której Magneto prawdziwie się bał był jego serdeczny przyjaciel i wróg, Charles Xavier, a jednak Mystique uruchomiła w nim nowy poziom strachu. Nie czuł go wcześniej, najwyraźniej nie musiał czuć go wcześniej, dlatego teraz czuł się niczym dziecko.
Stał wyprostowany, nie spuszczając z niej wzroku. Postać, jaką przybrała była przeciętna, Magneto znał jednak prawdziwe piękno mutantki. Piękno, które podziwiał, było równie zabójcze, co jej inteligencja. Tak, gdyby nie starcze lata z pewnością byłaby teraz jego. W każdym tego słowa znaczeniu.
Imię Magneta w jej ustach miało przedziwny smak. Miły dreszcz przeszedł mężczyznę po karku, gdy usłyszał miękki tembr jej głosu, serce szybciej mu zabiło, a oddech nieco przyspieszył. Wciąż, niezmiennie, działała na niego niczym rosiczka na owady – wabiła, kusiła, ale jednak w przeciwieństwie do owadów Erik wiedział, że Mystique jest o wiele bardziej zabójcza niż rosiczki. Oh, paradoks, mógłby porównać ją może do modliszki w sposobie działania, ale z tego jak bardzo ją znał wiedział, że mutantka nie zwykła zabijać samców po współżyciu. I może to i dobrze.

- Raven… - zawtórował jej, wymawiając jej imię. Jego głos był…ciepły, stęskniony, ale i lekko drżał. Wciąż, mimo neutralnego gruntu, nie czuł stu procentowej pewności do tego, jak kobieta zareaguje. Co prawda, miał cichą nadzieję, że wśród tych ludzi grasujących w tłumach nie zapragnie jego śmierci. Znał ją też na tyle, że mogłaby to zrobić niemalże niezauważalnie i szybko. Niebezpieczna…i piękna kobieta.
Na chłód z jej strony był poniekąd przygotowany. Nie spodziewał się ciepłego przyjęcia po tym, jak ją zostawił, jednak na swój sposób poczuł ból, gorycz. Zagryzł nieco wargi, wsuwając dłonie w kieszenie i wyciągając swoją szczęśliwą jednocentówkę między palce. Pora, by przyniosła nieco szczęścia, ponieważ Magneto zamierzał zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie zrobił wobec nikogo. Czego od niej chciał…?
- Przepraszam Raven… - powiedział to szczerze, zaciskając wargi. Czuł żal, teraz, po tym całym, długim czasie żałował tego, co zrobił wtedy. Gdyby się wtedy odpowiednio zajął, może teraz nie czułby się taki samotny? – Przepraszam za to, że Cię zostawiłem.
Chrząknął i kontynuował po chwili.
- Powinienem się wtedy Tobą zająć, jednak moja ambicja była moją ślepotą na to, co naprawdę ważne. – czuł, że im dłużej to ciągnie, tym gorzej dla niego. Jakaś część jego głęboko ukrytej dumy krzyczała głośne „NIE! PRZESTAŃ SIĘ PŁASZCZYĆ! ONA JEST NIKIM!”, lecz Magneto nie zamierzał tym razem jej słuchać.
- Nie proszę o wybaczenie, czy zapomnienie… - przełknął ślinę i zrobił jeden, a nawet dwa kroki w jej stronę. – Proszę o szansę… bym mógł naprawić to, jak bardzo Cię wtedy zraniłem.
Gdyby bicie serca było miara wyczuwalna w normalnych decybelach, serce Magneta biłoby bardzo szybko.





 
 

Mystique





Imię i nazwisko: Raven Darkholme
Pseudonim: Mystique
Data urodzenia/Wiek: 15.09.1934 - 79 lat, ale wygląda o wiele młodziej, choć ciężko określić jej wiek
Zdolności: Zmiana wyglądu i głosu. Nadludzka szybkość, zwinność, zręczność i siła. Odporność na trucizny i zdolności telepatów. Szybkie samoleczenie.
Znaki szczególne: Niebieska skóra i żółte oczy. Coś jeszcze?
Urazy: Blizna na brzuchu od Logana... Również występują psychiczne.
Dołączyła: 21 Sty 2015
Posty: 111

Wysłany: Sob 09 Lip, 2022 10:33   

Kiedy Magneto wymówił jej imię, zerknęła na niego, zaciekawiona, co za tym pójdzie. Fakt, podobnie jak Eric, czuła w sercu lekkie uczucie: kłucia, kołatania. Swoistej niepewności i obawy. Co prawda w tym duecie to ona była tą nieprzewidywalną i chaotyczną, ale nie wiedziała, czego się spodziewać, a jak mawiają: spodziewaj się jedynie nieoczekiwanego.
Cierpliwie czekała na to, co mutant miał do dodania, a gdy ponownie otworzył usta i zaczął mówić, usta Raven się rozchyliły w niedowierzaniu. W milczeniu, acz bez wątpienia coraz bardziej spięta, słuchała słów mężczyzny, samej nie wierząc w to, co pada z jego ust. Czy to faktycznie Magneto przed nią stoi, a nie jakiś inny, zmiennokształtny mutant, który próbuje ją omamić do jakiegoś sobie tylko znanego celu?
Nie, to na pewno Magneto. Nikt inny nie wychwyciłby tych subtelnych różnic w chodzie czy poprawianiu włosów, które dałyby wskazówkę, że ona to ona. Tak samo zresztą z wzajemnością. Choć nie zachowywał się jak on, to jednak widziała te drobne gesty, które pomagały jej go zidentyfikować.
Doprowadziło to do kolejnego chaosu w głowie. Nie do końca wiedziała, jak odpowiedzieć na słowa Erica. Z jednej strony: chciała mu wybaczyć, chciała zacząć na nowo. Może tym razem udałoby się mu przepowiedzieć do rozsądku? Poniekąd w to wątpiła, ale zawsze istniał ten cień szansy.

Przez moment jednak zastanowiła się, czy zasadniczo środek często i tłumnie uczęszczanej ulicy to dobre miejsce na rozmowę. Gdyby była to rozmowa o pierdołkach, na pewno odpowiedziałaby że owszem, ale tu chodziło o coś więcej. Dodatkowe pary uszu mogą jedynie im przeszkadzać. Zastanowiła się, gdzie mogliby w takim razie porozmawiać. Po sekundzie, zorientowała się, że najlepszą opcją był po prostu hotel, gdzie miała wynajęty pokój. Fakt, obsługa na pewno się zdziwi, że przyprowadza znacznie starszego... no, dla niej jedynie wyglądem, bo faktycznie była niewiele młodsza... mężczyznę. Ale zawsze znajdą jakąś wymówkę, więc o to się nie martwiła. Innego pomysłu po prostu nie miała.
- Chodź. - Złapała go za rękę, by pociągnąć go w stronę hotelu, w którym się zatrzymała. - To nie miejsce na takie rozmowy.
Po drodze minęli ławkę, na której mężczyzna do tej pory siedział. Charakterystyczna dla niego laska dalej tam była, więc Raven bez słowa ją zgarnęła i podała mężczyźnie.

//Idziemy do hotelu (Magneto i Mystique)



I'm a shapeshifter
At Poe's Masquerade
Hiding both face and mind

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


 Jeden

X-Men RPG jest chronione prawami autorskimi - te dotyczące materiału źródłowego należą do Marvela, zaś reszta przynależy do graczy i administracji forum. Zabrania się kopiowania i modyfikowania jakiejkolwiek jego części bez zgody administracji i użytkowników.
Forum jest przystosowane do przeglądarek Firefox, SeaMonkey, Opera, Comodo Dragon. Część emotikon dzięki CookiemagiK. Kod wysuwanego panelu by Luxter.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by XR TEAM for X-MEN RPG forum © 2007-2024